Ostatnio każdą wolną chwilę wypełniam sobie oglądaniem seriali. Mam ku temu okazję, gdyż choć z jednej strony zrobiło mi się tego czasu mniej, z drugiej, z racji wakacji mam przynajmniej w pełni wolne weekendy i niemalże zero poważniejszych zobowiązań.
Do pokaźnej kolekcji seriali AXN'owskich dołączył Doktor House (ang. House M.D.). Niewtajemniczonych uświadomię w telegraficznym skrócie, iż jest to opowieść o doktorze posiadającym niekonwencjonalne podejście zarówno do samego leczenia, jak i do pacjentów (oraz wszystkich innych ludzi). Można by oczywiście wspomnieć, iż jest on zapatrzonym w siebie aroganckim egoistą i ekscentrykiem w jednej osobie, być może nawet chamem, nie posiadającym żadnych wyższych priorytetów poza chęcią leczenia ludzi, nawet - a właściwie szczególnie - wbrew ich woli.
Właśnie chyba te cechy czynią z niego doskonałego lekarza, a być może dzięki brakowi zahamowań, również i interesującego człowieka, z którym prawdopodobnie żaden z nas nie chciałby się przyjaźnić, lecz po chwili zastanowienia odkryłby w takiej relacji swoiste zalety. W końcu kiedy ktoś, prócz Twojego szefa, nauczyciela, czy wykładowcy powiedział Ci uczciwie, że coś spieprzyłeś, lecz nie dlatego, że uwielbia się nad Tobą pastwić, ale że naprawdę to miało miejsce? Z drugiej strony, jesteśmy łasi na pochlebstwa i taka brutalna szczerość rzadko kiedy nam odpowiada. Szczególnie na dłuższą metę.
Ale powróćmy do tytułowego Mesjasza i Rubika (chodzi tu o twórcę słynnej kostki, nie pedalskiego dyrygenta).
Każdy z Nas, w młodszym czy ciut dojrzalszym wieku, przez dłuższy czy krótszy czas posiadał coś, czego w obecnym "młodym pokoleniu" nie dostrzegam. Są to ideały. Ideałami są oczywiście nierzadko osoby, ale jest nim również podejście do życia, innych osób, postępowanie w pewnych sytuacjach. Moim ideałem najwyższego rzędu, nie skierowanym do jednej, konkretnej osoby było zawsze, by ktoś drugi czuł się szczęśliwy. Często niesłusznie, choć żartobliwie (do czasu) słyszałem, że naiwnie próbuję uratować świat. Nie wiedzieć czemu swoje szczęście stawiałem zawsze gdzieś obok, choć nie zapominałem o nim. Pewnie dlatego, że egoizm nawet ten, który postrzegany jest jako "zdrowy", ja zawsze uważałem za "chory", bo jeśli zaczynasz coraz częściej myśleć kryterium "Ja", a zapominasz o "On", "Ona", to tak samo szybko przechodzisz od "być" do "mieć".
Kiedyś tych dylematów nie miałem. Wszystko było prostsze i nie dlatego, że było obarczone mniejszą odpowiedzialnością, ale ludzie byli bardziej otwarci, skłonni uwierzyć, że ktoś chce dać coś całkowicie bezinteresownie, pomóc, doradzić, uratować - w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa.
Wyskoczę na chwilę z tego wywodu, gdyż przypomniała mi się w międzyczasie sytuacja. Któregoś razu postanowiłem oddać w prezencie pierwszej napotkanej parce, dwie wejściówki na seans kinowy filmu, który mi nie odpowiadał. To nie było tak dawno, rok, może dwa lata temu. Zaskakująca była reakcja owej pary. Pierwsze pytanie jakie padło to "ile za to chcę", co najmniej jakbym nie powiedział wcześniej wystarczająco wyraźnie, że to prezent. Po prostu. No cóż, liczyłem na więcej zaskoczenia niż podejrzliwości i więcej uśmiechu niż spojrzeń z ukosa...
I tak jest dziś właśnie ze wszystkim. Nawet gdy wyciągasz pomocną dłoń do tonącego, od razu rodzą się pytania, ile to będzie kosztowało, ewentualnie, co takiego będę od tego kogoś wymagał. Nie wspomnę o sytuacjach, gdzie ktoś nie dostrzega bycia wciąganym w ruchome piaski, a ja nie czekając na okrzyk wzywania pomocy zawczasu rzucam linę. Ale wtedy to już osobiste ryzyko, którego zaświadczam własnym słowem i pismem, nie warto podejmować.
Czy więc to są kompleksy, czy tylko resztki, przebijającego się przez uszkodzoną zewnętrzna powłokę mnie samego, ludzkiego zachowania?
alternatywny link do materiału z możliwością ściągnięcia
Kiedyś nie mógłbym wprost i uczciwie zaprzeczyć (choć zapewne i tak bym to zrobił dla zasady). Dziś musiałbym się nad tym poważnie zastanowić. Choć to nie jest jedna z tych rzeczy, która znika przez noc, jak niektórym pigment z włosów na głowie, to na pewno nie odrodzi się to w identycznej postaci. Nie stanowi jednak przeszkody, by dalej cieszyć się swoimi małymi sukcesami, robiąc to co do tej pory wychodziło najlepiej dla siebie jak i dla innych. Swoją drogą, być może za rok, do puli małych rzeczy, dorzucę w końcu coś większego dla samego siebie. Ale to jeszcze ponad 12 miesięcy, więc nie ma się tym póki co przejmować zbytnio. To znaczy: ja się będę przejmował, ale póki sukces końcowy nie zostanie potwierdzony, szampanów nie otwieramy.
Obecnie, choć nie jestem ani lekarzem ani muzykiem, najlepiej można przybliżyć się do mojej obecnej sytuacji oglądając przez kolejne 200 sekund przygotowany przeze mnie fragment filmu.
alternatywny link do materiału z możliwością ściągnięcia
Created 2008-07-14 at 15:58
Modified till 2008-08-17
Fajnie "Cię" znów poczytać :)
OdpowiedzUsuńOby Twoje notki dawały w dalszym ciagu ludzią do myślenia i w miare możliwości pojawiały sie cześciej :P
Pozdrawiam
Na to ostatnie nie mam akurat większego wpływu, bo nadal mam długą kolejkę przemyśleń, które nie tylko nie ujrały jeszcze światła dziennego ale też nie chcą dojrzeć i uzupełnić sie o brakujące wersy i akapity. Ostatni wpis nie niósł za sobą wystarczajacej energii takiej jak sobie tego życzyłem przez ponad miesiąc.
OdpowiedzUsuńTo co napisałeś, jest mocno chaotyczne. Piszesz o "kompleksach Mesjasza" i "kompleksach Rubika", ale… nigdzie nie tłumaczysz, o co dokładnie chodzi. Jeśli zamierzałeś, żeby te terminy były kluczowe w tekście, to trochę się nie udało. Wydaje się, że po prostu wrzuciłeś je jako ciekawostki, ale w żadnym momencie nie wyjaśniłeś, co właściwie chcesz przez nie powiedzieć.
OdpowiedzUsuńTwoja refleksja na temat altruizmu, egoizmu i zmieniających się wartości może być ciekawa, ale nie ma za bardzo spójnej struktury. Przeskakujesz z tematu na temat, jakbyś pisał z głowy na gorąco bez zastanowienia. Owszem, poruszasz ważne kwestie, ale brakuje wyraźnego wyjaśnienia, czym właściwie się martwisz. A to, jak piszesz o pomocy i altruizmie, to tak, jakbyś za wszelką cenę chciał być "tym dobrym" – i trochę widać, że masz z tym problem.
Poza tym – serio, wrzucasz te wszystkie myśli o "kompleksach" i jakieś historyjki, ale jakbyś nie zdawał sobie sprawy, że nikt nie wie, o co Ci chodzi. Może trochę porządku w tych przemyśleniach by się przydało, bo teraz to przypomina trochę przemyślenia kogoś, kto mówi w kółko o tym samym, ale nie daje konkretów.
Poważnie, jak nie potrafisz wyjaśnić, co chcesz powiedzieć, to lepiej nie poruszać takich terminów w ogóle. To trochę jakbyś chciał udowodnić coś mądrego, ale zamiast tego zostajesz w miejscu i gubisz czytelnik, najlepszy jest w tym wszystkim fakt ze sam nigdy pewnie juz nie zobaczysz tej wiadomosci, najpewniej nikt tego nie zobaczy